środa, 31 lipca 2013

Wakacje + przesyłka

 Wyjeżdzam dziś na prawdziwe wakacje. Nie bedę niczego zwiedzać, nie bedę sie wysilać intelektualnie, bedę leżeć nad jeziorem albo na trawie, czytać książki, jeść owoce i grać w Scrabble. Poniżej mała prezentacja lektur, które zabieram na wyjazd.
Ostatnio czytam bardzo duzo książek na temat Korei Północnej. Nawet nie wiem skąd mi się wzięło to zainteresowanie, ale z nim nie walczę. Przeczytałam już całkiem sporo książek na ten temat, więc cieszę się, że udało mi się dorwać coś, czego wcześniej nie mialam w rękach.

Drugi rząd to fantastyka. Koniec Wieczności Assimova, czyli antyutopia o paradoksach podróży w czasie, którą wreszcie udalo mi się wypożyczyć, bo wcześniej nigdy jej nie było w mojej bibliotece. Zbiór opowiadań Rafała Kosika - uwielbiam jego cykl historii o gimnazjalistach (Felix, Net i Nika), uważam, że jest świetnie napisany i mam to gdzieś, że jest o osobach młodszych ode mnie o prawie 10 lat. Wszyscy się tam zachowują jak osoby przynajmniej po dwudziestce, więc ignoruję fakt, że to seria dla dzieci;). Trzecia książka, wielkości Małej Encyklopedii PWN, to Lód Dukaja. Pierwsze podejście do niej, jakieś 3 lata temu zakończyło się niepowodzeniem po paru stronach, mam nadzieję, że teraz będzie lepiej.

Co do przesyłki - Pan Listonosz (tu pozdrowienia dla niego - zawsze wszystko przynosi na czas, na jego zmianie nic nie ginie, a do tego zna mnie tak długo, jak moi rodzice;) przyniósł mi dziś paczuszkę z kremem Garnier Hydra Adapt, którą dostałam do testowania od kleopatre z bloga Riki, tiki kosme-tiki [klik].

Odpakowywanie przesyłki wyglądalo tak.
W kłębach różowej bibuły wymacałam coś, co stanowczo nie było kremem.
Dostałam próbkę  żeli Original Source, Diamentowego kremu liftingujacego pod oczy z Bielendy (mama się ucieszyła) i maseczki algowej z drzewem herbacianym z Unique Cosmetics (która na zdjęciu schowała się za próbkę z Bielendy - widać tylko kawałek woreczka strunowego). Oprócz tego dostałam lakier do paznokci MeMeMe w prześlicznym cielisto-brzoskwiniowym odcieniu. Po chwili dokopałam się do właściwej części przesyłki, czyli kremu.
Wyjeżdżam, więc zabiorę go ze sobą na wakację i zobaczę, jak się sprawdzi;).

Wracam w połowie sierpnia, ustawiłam kilka postów, które się automatycznie opublikują, wiec blog nie zahibernuje się na dwa tygodnie. O ile dobrze wszystko pójdzie na miejscu powinnam mieć Internet (zakładajac, że będzie zasięg), więc wrzucę też notki z wakacji.


niedziela, 28 lipca 2013

Kuracja olejowa na paznokcie - efekty po miesiącu stosowania


Dzisiaj przedstawiam kolejna część mojej "sagi olejowej" - efekty po miesiącu wcierania mieszanki w płytkę paznokcia. Co wykorzytałam do stworzenia olejku i jak wyglądały moje paznokcie przed rozpoczęciem kuracji można zobaczyć we wpisie sprzed miesiąca [klik].

Obecnie moje paznokcie prezentuja się tak:
Paznokcie znacząco urosły - dla niektórych te kilka milimetrów może nie być spektakularnym efektem, ale dla mnie - jak najbardziej. Moje paznokcie z natury bardzo wolno rosną (tak samo, jak włosy).
Na środkowym palcu mam odbarwienie od atramentu, którego niestety nie byłam w stanie domyć, za co przepraszam. Kształt też jeszcze nie powala, ale jest stanowczo lepiej niż miesiąc temu. Nie wspominając o tym, że nie przepadam za moimi paznokciami w wersji bez lakieru.
Jeżeli chodzi o efekty to paznokcie są na pewno o wiele lepiej nawilżone, tak samo, jak skórki. Z tymi drugimi zawsze mam problem i pewnie nigdy nie będą wyglądać naprawdę dobrze, ale obecny stan jest do zaakceptowania. Dzięki nawilżeniu paznokcie stały się o wiele bardziej elastyczne - nie łamią się i nie kruszą tak, jak kiedyś.
Poza tym - płytka stała się bardziej gładka - wszystkie bruzdy i nierówności zaczęły znikać.

Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z efektów, mam zamiar nadal stosować kurację. Za miesiąc znowu pochwalę się efektami (mam nadzieję, że będzie się czym chwalić). Obecnie zużyłam pół buteleczki produktu, więc za miesiac zapewne zmienię skład używanej mieszanki (jestem zadowolona z obecnej, ale lubię eksperymentować), czym również podzielę sie na blogu. 

piątek, 26 lipca 2013

Zakupy naturalne - mydła z Lawendowej Farmy

Miałam oczywiście napisać notki z wyprzedzeniem, ale nie wyszło, a wczoraj jechałam do Krakowa zawieźć papiery i nie miałam dostępu do Internetu. Dziś prezentacja moich ostatnich zakupów, a w niedzielę (jutro mam imprezę rodzinną) już normalna notka.

Zamówienie z Lawendowej Farmy [klik] mialam zrobić już dawno temu, ale albo zapominałam, albo nie bylo wszystkich dostępnych mydeł. W końcu na początku tygodnia zamówiłam i dziś do mnie przyszło.


Zamówiłam jedno mydło w pełnowymiarowej wersji (aktywny węgiel), dwa mini mydełka (maślankowe, żywokostowe) i jedno płyndełko (czarna mamba).

Czarną mambę [klik] kupiłam z myślą o demakijażu twarzy, a aktywny węgiel [klik] - z myąlą o jej oczyszczaniu. Płyndełko mam zamiar stosować przy "szybkim demakijażu" - są takie dni, kiedy makijaż muszę zmyć (bo spać w nim przecież nie pójdę), ale nie chce mi się bawić w OCM albo w dwuetapowy demakijaż (żel + płyn do demakijazu oczu). Zmyłam nim dziś makijaż i wszystko ładnie domyło (na twarzy miałam jednak tylko krem bb, korektor i tusz) - zobaczę, jak się sprawdzi w przyszłości. Aktywny węgiel mam zamiar stosować po oczyszczaniu metodą OCM (nie mogę zostawić na mojej twarzy niezmytej mieszanki olejowej, bo robi mi masakrę na twarzy) oraz rano do szybkiego oczyszczania twarzy. Fascynuje mnie też możliwość umycia nim zębów - mam zamiar sprawdzić organoleptycznie jak to wygląda.

Mydełko żywokostowe [klik] i maślankowe [klik] w rozmiarze mini kupiłam z myślą o myciu ciała. Często mam podrażnioną skórę na nogach (od golenia, słońca, drapiącej kanapy), a nie lubię nakładać na siebie balsamów i kremów i liczę, że żywokost pomoże nawilżyć i ukoić moją skórę. Podobne oczekiwania mam również co do maślankowego - liczę, że po jego użyciu nie będę musiała nakładać żadnych smarowideł.

W paczce znalazłam również dwie małe próbki mydełek - zdrowych stóp [klik] i panny dziewanny [klik]



wtorek, 23 lipca 2013

Golden Rose - Holiday Color nr 73 - swatche na szybko

Lakier kupiony dziś - Golden Rose Holiday Color nr 73

Nie miałam w ogóle w planach kupowania go, ale jak zobaczyłam nowe pastelowe piaski to się zakochałam. Efekt na paznokciach mi się straaaaasznie podoba. Nie wspominając o tym, że mam dużą słabość do pasteli.

Jeżeli chodzi o kolor - dla mnie to pistacja z dużą ilością ciepłej zieleni. Sam lakier jest odrobinę metaliczny, a do tego ma małe romby broaktu opalizującego na żółto, pomarańczowo, zielono, niebiesko, co widać na zdjęciach poniżej.

Pełna recenzja równiez się w przyszłości pojawi.








poniedziałek, 22 lipca 2013

Wycieczka do Budapesztu cz. II --> organizacja

Zdjęcia z wycieczki mozna zobaczyć we wcześniejszej notce --> klik

Dzisiaj kilka słów na temat mojej majówkowej wycieczki do Budapesztu. Po pierwsze: dlaczego akurat Budapeszt? Jest to dosyć tanie miasto (w porównaniu do Paryża, Londynu, czy Wiednia) i dodatkowo - od dłuzszego czasu chciałam zobaczyć kolejna naddunajską stolicę (w Bratysławie i Wiedniu już byłam).


Transport
Początkowo chciałam jechać autokarem firmy Orangeways (175zł w obydwie strony/os), ale po przeczytaniu niezbyt pochlebnych opinii w internecie i zobaczeniu, że autokar przyjeżdża do Budapesztu około 22:00, postanowiłam przerzucić się na pociąg. Najchętniej poleciałabym samolotem, ale najbliższym lotniskiem, z którego były tanie loty do Budapesztu była Warszawa. Na szczęście pkp reklamowało akurat tanie kuszetki do Budapesztu (250zł/obydwie str/os), więc przeszłam się na dworzec. Niestety, powiedziano mi tam, że bilety promocyjne się skończyły, a cena regularna to ponad 400zł.

Podziękowałam i stwierdziłam, że skoro PKP nie chce na mnie zarobić, to pozwolę zarobić kolejom czeskim (Ceskie Drahy - CD). Na ich stronie internetowej [klik] kupiłam bilety razem z miejscówkami, zapłaciłam kartą, wydrukowałam i nie było żadnego problemu w pociągu z ich akceptacją. Zamiast jechać 10 godzin, jechałysmy około ośmiu. Bilety kosztowały nas 220zł/os (w obydwie strony) juz z miejscówkami. Nie było odpowiedniego połaczenia do jakiegokolwiek miasta w Czechach, więc do Bohumina miałyśmy transport samochodowy, stamtąd jechałyśmy do Brna i miałyśmy okolo 20 minut, żeby przesiąśc sie na pociąg do Budapesztu. Kiedy jechałśsmy tam, nie było żadnego problemu z czasem, jednak kiedy wracałyśmy, pociąg przyjechał spóźniony do Budapesztu około 10 minut, a wyjechał spóżniony gdzieś ze 20. Na szczęście, po czeskiej stronie nadrobił spóźnienie i miałyśmy jakieś 10 minut zapasu.


Zakwaterowanie
Zatrzymałysmy się w Hostelu Elvis [klik]. Płaciłyśmy jakieś 50-60zł za dobę/os. W cenę było wliczone śniadanie (całkiem niezłej jakości: pieczywo, dżem, sery, wędlina, płatki, sok, mleko, kawa, herbata, itp.) i ręczniki (porządnej wielkości). Nasz pokój był całkiem duży, okno wychodziło na wewnętrzny dziedziniec, dzięki czemu w pokoju było chłodniej niz na zewnątrze, jednak również dosyć ciemno. Do dyspozycji  miałyśmy lampki nocne (w pokoju), a w pomieszczeniu wspólnym, gdzie jadłyśmy śniadania, był czajnik elektryczny, lodówka, szuszarka, pralka, żelazko. Hostel znajdował się bardzo blisko dworca, na który przyjeżdżałysmy (Keleti) oraz blisko dzielnicy żydowskiej, ktora jest centrum imprezowo-restauracyjno-kawiarniano-pubowym Budapesztu. Jedynym problemem był nieciekawie działający prysznic (ciężko było ustawić odpowiednią temperaturę wody), ale przemiły pan gospodarz rekompensował tą niedogodność. Do przystanków (autobus-tramwaj-metro) miałyśmy około 5-7 minut pieszo, do Dunaju - około 20-25 minut spacerem (komunikacją miejską - 5 minut).


Komunikacja miejska
Jezeli chodzi o komunikację miejską to niestety nie należy ona do najtańszych. Jeżeli jedzie się w 3-5 osób to najbardziej opłaca się kupić grupowy bilet 24-godzinny [klik], pod warunkiem, że będziemy sie często przemieszczać. Cały system jest dosyć skomplikowany, więc lepiej kupować tego typu karty niż jeździć na pojedyńczych biletach. Dodatkowo, pojedyncze bilety obowiazują tylko na jeden przejazd (przesiadać można się tylko w metrze) - niezależnie od tego, czy jedziemy daną linią 5 minut, czy pół  godziny, jeżeli będziemy chcieli się przesiąść to trzeba kupić kolejny.


Ceny
Ceny po przeliczeniu praktycznie nie różnią sie od naszych - jak na stolicę państwa to jest dosyć tanio. Dodatkowo, jeżeli jest się studentem warto pytać we wszystkich muzeach, galeriach, nawet restauracjach o zniżki studenckie, bo w wielu przypadkach wystarczy pokazać zwykłą polską legitymację, żeby je uzyskać.


Wyżywienie
Śniadania były wliczone w cenę noclegu, obiady zazwyczaj jadałysmy na mieście, jeżeli nam się chciało zjeść kolację to robiłyśmy ją z różnych produktów zakupionych w sklepach spożywczych (niedaleko hostelu było duże Tesco, a naprzeciwko - samoobsługowy Coop - coś jak nasz Społem).

Knajpki, które mogę polecić:
Manga Cowboy - burgerownia - klik
Włoskie bistro A Presto - klik. Bistro jest malutkie, ma jakieś 7 miejsc siedzących i jest w nim strasznie gorąco, ale można zawsze wziąć makaron albo pizzę na wynos albo pojechać je zjeść na łonie natury do parku Varosliget - kilka przystanków znajdującą się przy Operze zabytkową żółtą linią metra. Zatrzymuje się praktycznie w środku tego parku i do tego zaraz po wyjściu z metra stoją sobie kulturalne ławeczki ze stolikami.
Hummus Bar - klik


Język
Węgierski jest kompletnie niezrozumiały, ale wszędzie można dogadać się po angielsku (tylko raz miałam przykrą sytuację - przy kupowaniu biletu, ale raczej dlatego, że kobieta w okienku nie chciała sie dogadać, a nie dlatego, że nie znała angielskiego)


Strony warte polecenia
[PL] W Budapeszcie - klik
[PL] Internetowy przewodnik po Budapeszcie - klik
[ENG] We love Budapest - klik



Rzeczy, które warto wiedzieć
- W dzielnicy, w której mieszkałyśmy (VII) po 22.00 jest zakaz sprzedaży alkoholu (każdego!), nie wiem, jak jest w innych dzielnicach.
- Wszyscy bez skrępowania piją alkohol i palą na ulicach
- W Tesco jest zadziwiająco duży wybór cydrów smakowych firmy Kiss [klik]. Osobiście polecam wersję poziomkową. Ostatnio widziałam je też w Tesco w Polsce, ale na Węgrzech kosztowały jakieś 2,50-3zł, a u nas kosztują około siedmiu.
- Przy w chodzeniu oraz, bardzo często, przy wychodzeniu z metra trzeba pokazać osobom kontrolującym nasz bilet
- Na Węgrzech sa DM-y, więc kosmetykoholiczki (takie jak ja) powinny byc zachwycone. Są tam sztandarowe marki dostępne w DM, tz.n Alvedre i Balea. Szafy Essence też są, ale z tego, co zauważyłam są jeszcze bardziej opóźnieni z limitkami niż my.
- Nie można kupić naprawdę dobrego piwa, jak już to raczej cydr i wino
- W czasie upałów większość barów i restauracji otwiera "okienka" na ulicę i sprzedaje różne napoje chłodzące w dobrych cenach (domowe lemoniady cytrynowe, lawendowe, miętowe, wody smakowe itp.)

sobota, 20 lipca 2013

Zdobienia (3) - miętowo-błękitny gradient



Tym razem przedstawiam mój drugi ukochany (na równi z kropkami) typ zdobień - gradientowe (cieniowane) paznokcie. Dzisiaj zdobienie w tonacji niebieskiej.


Do wykonania zdobienia użyłam:
- Sally Hansen Xtreme Wear nr 340 Mint Sorbet (znowu - obiecuję, że w następnym zdobieniu już go nie będzie)
- Lovely Gloss like Gel nr 133
- lateksowej gąbeczki do cieniowania


piątek, 19 lipca 2013

Paxowa wideoteka, czyli co oglądam na youtube cz. I - urodowe kanały polskojęzyczne

Nie ma aż tak dużo kanałów, które regularnie oglądam i które są na tyle wartościowe, żeby je tu zamieścić, jednak jest kilka wartych uwagi. Oczywiście część polskojęzyczna raczej nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, bo jednak łatwiej tam coś znależć niż na youtube anglojęzycznym.

Poza tym, tworzę to archiwum;) kanałów na youtube również dla siebie, żeby mieć wszystko w jednym miejscu. Kiedyś youtube wymazał mi wszystkie subskrybcje i od tego czasu jestem bardzo ostrożna.

Kolejnośc przypadkowa (albo alfabetyczna - nie chce mi się sprawdzać;)

82Inez [klik]
Uwielbiam za bardzo ciekawe i bardzo rzeczowe filmiki. Poza tym autorka nie ma obsesji (którą często spotykam u youtuberek makijażowych, szczególnie zagranicznych) na punkcie idealnego makijażu. Oczywiscie jej makijaże są staranne i bardzo ładnie wykonane, jednak nie ma tego parcia na codzienne zakładanie sztucznych rzęs, używanie zalotki, bronzera, różu i rozświetlacza, bo jak nie to będzie koniec świata. Dodatkowo, jeżeli ktoś jedzie do Niemiec to kanał Inez jest kopalnią wiedzy na temat tego, co fajnego można przywieźć spowrotem. Bardzo lubię również testy na żywo (wraz z recenzją) i serię zDenkowani o zużytych produktach.

Azjatycki Cukier [klik
Zapewne wszystkim znana mieszkanka Singapuru. Oglądam ją od dobrych kilku lat. Początkowo głównie dla recenzji BB Kremów, jeszcze za czasów, kiedy Hot Pink Skin79 miał na wizażu 3 recenzje. Obecnie - głównie dla filmików z ciekawostkami z Azji, takimi jak kremy CC [klik], maseczka na usta [klik], peruki [klik] [klik], czy circle lense. Drugą kategorią filmów, które kocham są te dotyczące życia w Singapurze - randkowania, emigracji, edukacji, jedzenia. Wszystkie tematy są, według mnie, bardzo ciekawie przedstawione. Poza tym uważam, że autorka jest przeeeesympatyczna. 

callmeblondieee [klik]
Basię uwielbiam za poczucie humoru i bardzo duży dystans do siebie. Jako autorka zawsze narzeka na to, że jej filmiki sa za długie, jednak ja, kiedy widzę jej nowy filmik, który trwa przynajmniej 20 minut to jestem w niebie. Poza tym, ma dosyć krytyczne podejście do testowanych kosmetyków, a w swoich filmikach nie owija w bawełnę. Co więcej, odnoszę wrażenie, że mamy bardzo podobny typ włosów - kilka produktów z jej filmików sprawdziło się też u mnie.

Szavka [klik]
Kolejna youtuberka którą uwielbiam za osobowość. Jak tylko widzę na swoim koncie miniaturkę z nowym filmikiem to od razu mam banana na twarzy. Postać niezwykle pozytywna - 20 minut z Szavką i człowiek ma wrażenie, że może góry przenosić. Dodatkowo, rzetelne recenzje kosmetyków pielęgnacyjnych i kolorowych oraz dużo, duzo, duuuużo nowości prosto z Monachium;)

The Oleskaaa [klik]
Kiedys próbowałam oglądać ten kanał, ale jakoś nie dałam rady, filmiki nie do końca mnie przekonywały. Do Oleski przekonałam się gdzieś w czasie wypuszczenia lakierów z Wibo sygnowanych przez blogerki. Nigdy nie kupiłam lakieru Oleski (w moim posiadaniu znalazł się jedynie seledyn), jednak to wtedy zaczęłam przegladać jej filmiki i naprawdę mnie one zainteresowały. Bardzo lubię denka i włosowe historie (z tym, ze ja tego typu filmiki lubię u każdego), podziwiam, że w testach na żywo Oleska pokazuje sie całkiem bez makijażu (nie uważam, zeby jej cera była zła, czy coś - po prostu podziwiam wiekszośc osób, które pokazują się na żywo całkiem bez makijażu), bardzo lubię recenzje świec zapachowych i wosków, bo się w ten temat wkręciłam na poczatku tego roku.

Lil' bit of everything, czyli kanał xbebe18 [klik]
Kocham teksty o opadających cyckach, kocham Fifiego, kocham poczucie humoru. Lubię przeglądać już obejrzane filmiki, bo mi zawsze humor poprawiają. Nagrania na temat kosmetyków są bardzo ciekawe (chociaż w dużej części to kosmetyki niedostępne w Polsce/nie z mojej półki cenowej, ale i tak miło posłuchać), jednak jestem wielką fanką filmów na temat życia w USA i vlogów. Przez 20 minut można poczuć, jakby się mieszkało w Stanach, a do tego uzyskuje się wiele ciekawych informacji (np. z ostatniego vloga [klik] dowiedziałam się, że między poszczególnymi stanami są granice - było to dla mnie naprawdę dużym zaskoczeniem).

Z polskich urodowych kanałów to tyle. Następnym razem kanały anglo- i rosyjskojęzyczne.

środa, 17 lipca 2013

Moje pędzle (1) - flat topy


Wszyscy, którym nie chcę się czytać moich długaśnych życiowych wstępów - proszę o przewinięcie niżej, do recenzji właściwej.

Nigdy nie byłam zaintertesowana pędzlami do twarzy. Te do oczu wydawały się być bardzo potrzebne, bo w końcu człowiek nie jest w stanie wyciapać sobie smokey eye przy pomocy własnych palców, nawet jeżeli jest posiadaczem najdrobniejszych rąk na świecie. Przy nakładaniu podkładu, czy różu w kremie nie ma tego problemu, dlatego też pędzle wydawały mi się zbędne. Jakiś czas temu moją uwagę przykuły pojawiające się opinie, że podkład nakładany flat topami lepiej kryje. Dopiero to przekonało mnie do zakupu tego typu pędzli. Po przekopaniu się przez zasoby Internetu zdecydowałam się na flat top z Hakuro i z elfa. Oczywiscie, czytałam opinie, ze pędzle Hakuro szybko sie rozlatują, gubią włosie i ciężko je doczyścić, ale stwierdziłam, że na poczatek - może być. Przeczytałam również wiele dobrych opinii o flat topie z elfa, a ostatecznie do jego kupna przekonały mnie filmiki na youtube autorstwa Emily z kanału Beauty Broadcast (klik). Dodatkowo zachęciła mnie do zakupu Small Stipple Brush, również z elfa, którego (chyba) też mozna zaliczyć do flat topów. Wszystkie pędzle używam obecnie od pięciu miesięcy i jestem z nich bardzo zadowolona.

RECENZJA


ELF Studio Powder Brush


Pierwsze wrażenie po wyciągnięciu z opakowania nie było zbyt ciekawe, bo pędzel jakiś taki koślawy się wydawał, a do tego niezbyt solidnie zrobiony (dziwnie pofałdowane włosie?). Na szczęście po przeleżeniu kilku godzin poza opakowaniem włosie wróciło do normy.

Po kilku miesiącach użytkowania okazało się też, że cały pędzel jest solidniejszy, niż mogłoby sie wydawać. Spadł mi na podłogę niezliczoną ilość razy i nadal trzyma się w jednym kawałku, a do tego, pomimo wielokrotnego mycia, nie wypadł z niego ani jeden włosek.


Pędzel ma sztuczne włosie, zrobione z taklonu, metalową skuwkę (ten wyjątek ortograficzny zawsze wygląda dla mnie bardzo dziwnie) oraz plastikową rączkę. Włosie jest mięciutkie, sprężyste, całość jest bardzo lekka, mogłabym powiedzieć, że nawet trochę za lekka, jednak nie przeszkadza to zbytnio przy manewrowaniu pędzlem.


Włosie jest dosyć zbite, jednak nie tak bardzo, jak w przypadku pędzla Hakuro, co skutkuje lżejszym kryciem.

Pędzla używam najczęściej do nakładania mniej kryjących kremów BB, kiedy w mniejszym stopniu zależy mi na kryciu, a w większym - na wyrównaniu kolorytu cery i dobrym "stopieniu" podkładu ze skórą.

Spróbowałam równiez nałożyć kiedyś tym pędzlem puder do twarzy (z Synergenu oraz transparentny Essence), jednak efekt był dokładnie taki, jak się spodziewałam - płaska maska.

Hakuro H51


Kupując flat topa z Hakuro wahałam się pomiedzy modelem H50, a H51, jednak (jak widać powyżej) zdecydowałam sie w końcu na H51, ponieważ jest krótszy oraz, według wielu internetowych opinii, daje lepsze krycie.


Włosie pędzla jest syntetyczne, umieszczone w metalowej skuwce, a całość jest zakończona plastikową rączką. Pędzel jest trochę cięższy od tego z elfa i, według mnie, trochę lepiej wywazony (czyt. rzadziej wylatuje z moich niezdarnych łap).

W czasie użytkowania z pędzla wyleciało 5-6 włosków, jednak były to te, które odstawały już od dnia zakupu i kiedyś po prostu musiały odlecieć. W Internecie spotkałam się z opiniami, że z czasem coraz trudniej oczyścić pędzel u nasady włosia. Nie mam z tym problemów, jednak musze przyznać, że niekiedy przy oczyszczaniu trzeba się sporo namęczyć, żeby pozbyć się produktu osiadającego między włoskami.


Ku mojemu zdziwieniu pędzel rzeczywiscie zwiększa krycie produktu, który się z nim używa. Bardzo podobał mi się efekt po różowym BB ze Skin79, jednak z tym pędzlem krem daje efekt WOW!, jak po wyfotoszopowaniu twarzy.

ELF Studio Small Stipple Brush


Pędzel kupiony specjalnie w celu nakładania kremowych i płynnych róży oraz rozświetlaczy.



Dwukolorowe włosie jest zamknięte w czarnej metalowej skuwce, rączka jest czarna plastikowa matowa. 


Włosie jest syntetyczne, bardzo miękkie, sprężyste. W czasie mycia wypadło z pędzla trochę włosków, około 1-2 w czasie każdego mycia, jednak pędzel nie "łysieje" w zastraszającym tempie.


Jak widać na powyższym zdjeciu układ włosia jest kompletnie inny niż w przypadku flat topów - jest o wiele rzadziej rozłożone i bardziej sprężyste. Pędzel bardzo łatwo domyć, ponieważ produkt osadza się zazwyczaj wyłącznie na białej części włosia.

Obecnie nakładam za jego pomocą róż Bell Air Flow Soft Mousse Blush w odcieniu 02 [klik] oraz rozświetlacz Inglot AMC Face and Body Illuminator [klik] i sprawdza się świetnie. Bardzo łatwo za jego pomoca nałożyć te produkty oraz je rozetrzeć, żeby nie robiły na twarzy wielkiej różowo-srebrnej plamy.

PODSUMOWANIE


Cieszę się, że posiadam obydwa flat topy. Tegp z Hakuro używam zazwyczaj zimą lub wtedy, kiedy chcę, żeby moja twarz wyglądała nieskazitelnie albo wtedy, gdy mam na twarzy wysyp. Natomiast flat topa z elfa używam na co dzień, kiedy zależy mi raczej na szybkim nałozeniu podkładu i dobrym zblendowaniu niż na tym, żeby mieć superestraniesamowicienieskazitelna cerę. Small Stipple Brush to oczywiscie kompletnie inna kategoria, jednak super sprawdza się przy nakładaniu płynnych albo kremowych kosmetyków kolorowych.

niedziela, 14 lipca 2013

HOTD (2) - zaplatany kucyk + koczek



Dzisiaj przedstawiam kolejną część cyklu Hair of the day 



Jest to spiralny kucyko-warkocz stworzony przy pomocy dobieranego warkocza holenderskiego



Oczywiście przy bardziej gęstych i grubszych włosach kucyk wyglądałby o wiele bardziej widowiskowo, ale już dawno pogodziłam się z delikatnością i "cieńkością"  moich włosów. Zrobienie warkocza, wbrew pozorom, nie jest wcale trudne, jednak na pewno trochę pracochłonne.

Tworząc kucyk inspirowałam się tym filmikiem:

Dodatkowo, z kucyka można stworzyć bardzo efektowny koczek (przy którym wydaje się, że włosów jest więcej niż w rzeczywistości)



Ozdoba do włosów: H&M (obecnie na wyprzedaży - 5zł/2szt)

piątek, 12 lipca 2013

Zdobienia (2) - kropkowe paski + Hello Holo



Dziś przedstawiam moje zeszłotygodniowe zdobienie - kropki w formie pasków. Wszystko utrzymane w spokojnych zielonych tonacjach oraz akcent w postaci holograficznego brokatu.



Do wykonania zdobień wykorzystałam:
1. Sally Hansen Xtreme Wear nr 340 Mint Sorbet ---> lakier podkładowy
2. Catrice Ultimate Nail Lacquer nr 240 Sold Out For Ever ---> większe kropki
3. Golden Rose Rich Color nr 18 ---> mniejsze kropki
4. Essence Special Effect Topper nr 03 hello holo ---> palec serdeczny

wtorek, 9 lipca 2013

Wycieczka do Budapesztu cz. I --> zdjęcia

Dzisiaj - Budapeszt w zdjęciach, za kilka dni - post organizacyjny na temat wycieczki
1, 2, 4 - Wielka Synagoga z różnych perspektyw
3 - Rumbach zsinagóga - przepiękna, jednak zrujnowana wewnątrz z drzwiami zabitymi deskami
1 - inspirujące inaczej sentencje na ścianach Hummus Baru
2 - koncert na wzgórzu Taban z okazji 1-go maja
3 - skutero-motoro-rowero-samochód (?)
4 - (prawie) czarny tulipan
1 - Wzgórze Zamkowe
2, 4 - Parlament
3 - most św. Małgorzaty
1,3 - Hala targowa Vásárcsarnok
2 - Most Łańcuchowy
4 - Baszta Rybacka

Na osobne miejsce zasługuja zdjęcia z budapeszteńskiego zoo.
1 - mama-orangutan z orangutaniątkiem
2 - lemur
3 - pingwin
4 - surykatki
Leniwe leniwce
1 - lwica i lwiątko
2 - słoń
3 - nosorożec
4 - żyrafy
Poniżej - kolekcja śpiących zwierząt. W Polsce lało i były burze, a w Budapeszcie w ten dzień było ponad 30 stopni.
1. nie mam pojęcia co to (moja nikła znajomość biologii oraz jeszcze niklejsza - języka węgierskiego nie pozwoliła mi na doczytanie co to za zwierzę)
2. fenek
3. tygrys
4. hiena